środa, 26 listopada 2014

Środa.

Dzisiejszy dzień zaczął się bardzo wcześnie, lecz mimo to zleciał boleśnie szybko. W dobrym towarzystwie zawsze czas szybo mija. Za szybko. Szczególnie, kiedy razem się gotuje. Góra pysznych placków ziemniaczanych i czekoladowe ciasto. Aż brzuch boli od łakomstwa. 
Środa napawa optymizmem, bo jeszcze tylko dwa dni i długo oczekiwany przeze mnie wolny i szczególny weekend!
A teraz czas na wieczorny, krótki i mroźny spacer.



wtorek, 25 listopada 2014

Wtorek.

Dzisiejszy dzień to płynna kontynuacja dnia wczorajszego. Kichanie, smarkanie, garść tabletek, dresy, ciepły koc, czyli walki z chorobą ciąg dalszy. Niestety błogie lenistwo musi zakończyć się z dniem dzisiejszym. Od jutra muszę być zdrowa i w pełni sił!

Więc jeszcze w  te ostatnie wtorkowe godziny mogę  bez większych wyrzutów sumienia oddać się nie-socjologicznej lekturze oraz oglądaniu romansideł, gdzie niemal wszyscy bohaterowie żyją długo i szczęśliwie…  

poniedziałek, 24 listopada 2014

Poniedziałek.

Krótka wizyta na uczelni, nieco dłuższa u lekarza  i prawie cały dzień wolny!  Poniedziałek spędziłam zaskakująco leniwie i przyjemnie. Mimo bólu głowy, zatkanego nosa i innych chorobowych nieszczęść miło było spędzić większość  dnia pod ciepłym kocem urządzając sobie maraton serialowo- filmowy. Tego było mi trzeba! 

niedziela, 23 listopada 2014

Niedziela.

Nigdy nie lubiłam niedziel. Pracujące, czy wolne, nieważne. Każda niedziela jest zła.  
Niedziela ma w sobie specyficzną atmosferę, która wpływa negatywnie na mój nastrój.
Niedziela to przecież koniec weekendu i przedsmak kolejnego, zapracowanego tygodnia. 
Dzisiejsza  nie stanowi wyjątku od reguły. Mokro, ponuro i w ogóle tak szaro-buro. Nijak. Jedynie przepyszny niedzielny obiad zrobiony przez mamę oraz kubek (no może dwa kubki) gorącej czekolady uratowały ten dzień.
W każdym bądź razie… byle do piątku!


sobota, 22 listopada 2014

Sobota.

Sobota - międzynarodowy, cotygodniowy dzień nabywania worków do odkurzaczy. W końcu każdy przyzwoity obywatel w sobotę zajmuje się sprzątaniem swojego domostwa. Oprócz standardowego wyposażenia w worki, dzisiejsi klienci oprócz wspomnianych już wcześniej telewizorów wykupywali konsole w jakże bardzo promocyjnej cenie. 
Dzisiejszy dzień był zdecydowanie bardzo pracowity i nieco irytujący, ale jeszcze tylko jutro i czeka mnie tydzień wolnego od pracy :)
A teraz nie pozostaje mi nic innego, jak włączyć telewizor i obejrzeć Kevina samego w domu. 

piątek, 21 listopada 2014

Piątek.

Piątek zazwyczaj jest najmilszym dniem w tygodniu. Przynajmniej dla mnie. Ostatnie minuty zajęć i rozpoczyna się niecierpliwie od poniedziałku wyczekiwany weekend. Niestety ten piątek jest piątkiem porażką. Przede wszystkim dlatego, że w raz z przybyciem śniegu moje zatoki postanowiły ponownie zachorować. Okropny ból głowy plus spuchnięta buzia sprawia, że jedyne o czym myślę to moje wygodne, ciepłe łóżko plus gorący kubek Teraflu tudzież innego Gripexu. Niestety od godziny 9 do 19 spędziłam czas w pracy, a to tylko słodka zapowiedź pracującego weekendu...
 W pracy panuje już  atmosfera dość przedświąteczna. Klienci wykupują na potęgę wszelkiej maści telewizory, ażeby odpowiednio przygotować się na rodzinne święta Bożego Narodzenia. Najwidoczniej święta bez najnowszej generacji telewizora to czyste świętokradztwo! 
A po za tym, po dzisiejszym dniu mam dość wszystkich ludzi!(no może, prócz paru wyjątków...). Dlatego też z wielką przyjemnością zabarykaduję się w swoim pokoju, włączę film, opatulę kocem i zapomnę na chwilę, że jutro czeka mnie kolejny dzień pełen konsumenckich wrażeń. Dobranoc!

czwartek, 20 listopada 2014

Ballada dość autobiograficzna

Historia ta niesłychana
W rodzie Branickich swój początek miała.
Gdy z chyżego łona wyszła
Trzecia córka – dziedziczka przyszła.
W piękne sukienki ją ubierano
I w wierze mocnej ją uchowano.
Zaś harcerskie ideały
Drogę życia jej ukazywały.
W podstawówce w koledze z klasy się kochała.
Skąd wszyscy o tym wiedzieli? – bo w szatni o tym napisała.
A, że muzycznie uzdolniona  była
W piosenkarkę się bawić lubiła.
Później jej talent dyrygent zobaczył
I w alt pierwszy ją wyposażył.
Na orkiestrę trzy razy w tygodniu do Elektryka chodziła
I tak sielski czas podstawówki i gimnazjum spędziła.
Dla młodej Ewy nadszedł czas buntu,
Bowiem brak pokory dostarczał gruntu.
Na koncerty do Gwintu niemal co tydzień chodziła
Na Basowiszcza też często jeździła.
Niemniej edukację na poziomie gimnazjum bez szwanku skończyła
I dalej Fortuna swe koło potoczyła.
Wtem liceum nadszedł czas
XI LO prowadziło nas.
Wśród ciekawych ludzi Ewa szybko się odnalazła
I swych najlepszych przyjaciół tam odnalazła.
W radości wszelkiej i  w smutku na dnie
Oni zawsze razem trzymali się
I   ciągle jeden powtarzali hymn
„Życie jest piękne” – układał się rym.
Kiedy dorosłych wyborów nadszedł czas,
Psychologię studiować chciała nie raz.
Jednak za mało punktów na maturze zdobyła
I z psychologii na socjologię swą pasję zmieniła.
Pięć lat studiów jak jeden dzień przeminął.
Może dlatego, że było bardzo miło?
W międzyczasie swą pierwszą pracę zaczęła
I tak beztroska życiowa całkiem przeminęła.

Taki to koniec owej ballady.

Co będzie dalej – tu nie ma zwady,
Czas konturował opowieść tą będzie.

Wszystkiego najlepszego! – niech się niesie wszędzie.